Piosenka Ligi Obrony Kraju
Piosenka Ligi Obrony Kraju
1. Bywamy pod wodą, pod żaglem na wietrze.
Pod słońcem co w biegach rumieni nam twarz,
W kabinie pojazdu z modelem w powietrzu,
A w krótkofalówce świat cały jest nasz.
Refren
Zaśpiewaj razem z nami, równajmy wspólnie krok,
Płyńże piosenko ulicami, gdy maszeruje LOK.
Niech tę piosenkę swojską przyjazny pojmie wiatr,
I niech ja niesie poprzez Polskę,
gdzieś aż po zbocza Tatr.
Hej, Hej!
I niech ją niesie poprzez Polskę, przyjazny ciepły wiatr.
2. Czy błękit czy słota wesoło śpiewamy.
Bo młodość w nas kipi i barwne ma sny.
O prymat walczymy w dziesiątkę strzelamy.
Stań z nami w zawody kolego i Ty.
Refren
Zaśpiewaj razem z nami, równajmy wspólnie krok,
Płyńże piosenko ulicami, gdy maszeruje LOK.
Niech tę piosenkę swojską przyjazny pojmie wiatr,
I niech ja niesie poprzez Polskę,
gdzieś aż po zbocza Tatr.
Hej, Hej!
I niech ją niesie poprzez Polskę, przyjazny ciepły wiatr.
3. W tych naszych sportowo - obronnych zmaganiach.
Nie obca i troska serdeczna o kraj.
Więc nawet gdy spiętrzą się trudne zadania,
Najlepiej jak umiesz egzamin ten zdaj.
Refren
Zaśpiewaj razem z nami, równajmy wspólnie krok,
Płyńże piosenko ulicami, gdy maszeruje LOK.
Niech tę piosenkę swojską przyjazny pojmie wiatr,
I niech ja niesie poprzez Polskę,
gdzieś aż po zbocza Tatr.
Hej, Hej!
I niech ją niesie poprzez Polskę, przyjazny ciepły wiatr.
Piosenka Ligi Obrony Kraju wykonanie zespół "Wiarusy"
Historia powstania Hymnu LOK
O ile dobrze pamiętam, działo się to w roku 1986 w siedzibie Dowództwa Wojsk Lotniczych, w pobliżu skrzyżowania ulic Wawelskiej oraz Żwirki i Wigury. Miało tam miejsce wręczenie sztandaru kołu byłych żołnierzy zawodowych, ufundowanego z własnych emeryckich oszczędności przez niejakiego pułkownika Gogola. Byłem tak przejęty tym niecodziennym gestem samotnika, że - korzystając z dorobku autorsko-kompozytorskiego w harcerstwie - ułożyłem hymn dla wymienionego koła.
Kiedy skończyłem premierowe odśpiewanie owej pieśni i dobiegała końca uroczysta „lampka wina”, podszedł do mnie z gratulacjami nieznany mi oficer. Przedstawił się, jako płk Mieczysław Dudek a potem wywołując mnie na stronę, aby znaleźć cichszy kąt, oświadczył, że ma do mnie nieśmiałą, ale gorącą prośbę. Zrazu przypuszczałem, że może mu chodzić prywatnie o partyturę, albo kasetę magnetofonową z nagraniem usłyszanej pieśni, co już samo w sobie byłoby dowodem uznania dla mego utworu.
Tymczasem, ppłk Dudek zaczął w ten sposób: „Panie pułkowniku! Ja reprezentuję Ligę Obrony Kraju. Od lat działam w zarządzie głównym tej organizacji. Tak patriotycznej, nowej piosenki od dawna nie słyszałem i obawiam się, że nikt teraz takich nie pisze. A my mamy spory problem. Prowadzimy międzynarodowe obozy dla przedpoborowych i nie posiadamy w LOK-u własnej piosenki. Swoje piosenki organizacyjne śpiewają Czesi, Węgrzy, Bułgarzy, Niemcy, a my?... My przy nich, jak głusi! Czy mógłby pan ułożyć coś dla naszych chłopców?... Jeżeli tylko powstanie piosenka, to wezmę na siebie całą sprawę jej wdrożenia i upowszechnienia...” Nie pozwoliłem nawet dokończyć wywodu przedstawicielowi LOK-u. Tak byłem podekscytowany i upojony sukcesem pieśni dla „weteranów” armii, że z miejsca wyraziłem zgodę na piosenkę dla ich młodych następców.
* * *
Zaczęła się żmudna praca. Pisząc piosenkę staram się zawsze najpierw określić kanwę treściową każdej z przewidywanych zwrotek i zadbać, aby tyczyła odrębnego problemu. Później tworzę przybliżony szkic poszczególnych strof - na tym etapie jest to tylko rymowany wiersz, nic więcej. Następnie przychodzi rozwiązywać łamigłówkę, ponieważ ilość sylab w odpowiednich wersach każdej ze strofek musi być analogiczna. Podobnie, odpowiednie wersy muszą się kończyć rymem takiego samego rodzaju: męskim, lub żeńskim. Kiedy projekt trzech strofek jest z grubsza gotowy, zaczyna się bodaj najtrudniejsze - szukanie motywu dla przyszłego refrenu. Ten, bowiem musi być na tyle uniwersalny, aby przystawał do każdej z nich. Równocześnie przyszły refren musi się różnić w ilości sylab od wersów strof, ponieważ - niejako automatycznie - powoduje później wywołanie odrębnej melodii. Ilość kolejnych, przeważnie tylko minimalnie zmienionych, mutacji tekstu piosenki dochodzi czasem nawet do stu, a w każdym razie kosz do śmieci wypełnia się bez reszty zapisanymi kartkami papieru. W ten sposób cały tekst mimowolnie opanowuję na pamięć i po prostu mieszka we mnie.
Dopiero na tym etapie biorę do ręki instrument i metodą kolejnych prób dochodzę do właściwej tonacji, rytmu i ostatecznego kształtu melodii. Gorset powstałych wcześniej słów w dużym stopniu determinuje charakter melodii, co - akurat w moim przypadku - stanowi znaczne ułatwienie. W trakcie tworzenia muzyki - aby uczynić zadość prozodii - na ogół tylko w niewielkim stopniu przestawiam porządek słów w niektórych wersach.
W sumie, na tym etapie znam już na wylot słowa i melodię, żyję nimi i jestem tak zaaferowany, że bezwiednie śpiewam na ulicy wywołując zdumienie przechodniów, zanudzam rodzinę oraz przyjaciół, a także wykorzystuję każdą okazję, aby - pod byle pretekstem - pochwalić się nawet w obcym, i pochłoniętym innymi sprawami, środowisku.
* * *
W takim właśnie finalnym momencie tworzenia piosenki dla Ligi Obrony Kraju znalazłem się na posiedzeniu kilkudziesięcioosobowej Rady Chorągwi Płockiej ZHP. Tak się zdarzyło, że otrzymałem krzesło obok pułkownika w zielonym mundurze. W rozmowie w czasie przerwy nie ujawniłem, że ma przed sobą byłego oficera, również pułkownika - choć teraz skrytego pod harcerskim mundurem. Natomiast dowiedziałem się, że rozmówca pełni w oświacie funkcję zastępcy kuratora i do jego zadań należą sprawy wychowawcze, w tym przede wszystkim związane z działalnością organizacji społecznych. Kiedy tylko wzmiankował o szkolnych kołach LOK, nie było już takiej siły, która by mnie zdołała powstrzymać od podsunięcia mu pod nos - kiedy tylko wróciliśmy do stołu - tekstu piosenki dla tej organizacji.
Hm. Jan Chojnacki (czwarty od lewej) podczas jednego ze zjazdów chorągwi w Płocku.
Obok niego kultowy Przewodniczący Związku Harcerstwa Polskiego, hm. Stefan Mirowski (trzeci od lewej), oraz ówczesny Zastępca Naczelnika (potem Naczelnik) ZHP, hm. Wiesław Maślanka (drugi od lewej).
Rok 1995
Myślałem oczywiście, że natychmiast spotkam się z aprobatą, a może i radością ze strony kolegi pułkownika. Byłem bowiem dumny, jak paw, ze swego najnowszego dzieła i omal już trzymałem dłoń do przyjęcia wylewnych gratulacji. Tymczasem sąsiad wcale się nie spieszył. Kilka razy spokojnie i bardzo powoli czytał tekst, i za każdym nawrotem gdzieniegdzie stawiał ołówkiem tajemniczego „ptaszka”.
* * *
Nagle przestałem obserwować czynności wicekuratora, gdy z głośników gruchnęły słowa: „Idziemy wprzód, od zuchów, aż do szarż - jak mówi stara harcerska piosenka”. Dokładnie w ten sposób - z wyraźną tremą i zarazem nader głośno - rozpoczęła wystąpienie jakaś młoda instruktorka ze skromnego, mazowieckiego miasta. Poczułem się jakoś dziwnie, bo zabrzmiało to tak, jakby autora piosenki dawno nie było na świecie, a ja tymczasem siedziałem w zasięgu ręki prelegentki i - ho! ho! - czułem się wówczas, w skautowym mundurze, niczym jej rówieśnik!
Gdy ochłonąłem z wrażenia, przyszła jednak podwójna refleksja: Po pierwsze, dziewczyny nie było jeszcze na świecie, gdy w czterdziestym szóstym pisałem piosenkę i cytat w jej ustach brzmiał absolutnie naturalnie. Po drugie zaś, długowieczna żywotność piosenki, tak publicznie wyeksponowana przez przedstawicielkę kolejnego pokolenia, tym bardziej podbudowywała przekonanie, że przed chwilą podrzuciłem pułkownikowi, co najmniej równie wiekopomne dzieło.
Zresztą, z perspektywy czasu sądzę, że brak wiary - choćby nawet niekiedy nadmiernej - w wartość tego, co się robi, rzadko prowadzi do sukcesu. Trzeba aż pęcznieć z przekonania i radości, że urodziło się kolejnego, zdrowego „cielaka”. Dlatego, bodaj w roku 1982, pozwoliłem sobie tę myśl zawrzeć w następującym wierszu:
Sądzicie, żem brzydki - jak bohomaz?
P r o t e s t u j ę !
Bo może we własnych oczach pięknieję,
jak rolnik - kiedy ziarno sieje?...
Sądzicie, żem nędzny - jak żebrak?
P r o t e s t u j ę!
Bo może we własnych oczach świat wzbogacam,
jak kłos pszeniczny, co pole ozłaca?...
Sądzicie, żem niepozorny - jak przydrożny kamień?
P r o t e s t u j ę!
Bo może we własnych oczach rosnę,
jak poranek, nadzieja, jak powój na wiosnę?...
Sądzicie, żem zarozumiały - jak Salvadore?
P r o t e s t u j ę!
Bo może we własnych oczach jestem już malarzem,
jak zachód słońca rumieniący twarze?...
Sądzicie, żem nie dorósł do pisania?
P r o t e s t u j ę!
Bo może we własnych oczach płonę,
jak stepy, lub stodoły, nocą podpalone?...
Jeżeli staniecie nagle zdumieni, żem w waszych oczach urósł,
n i e z a p r o t e s t u j ę !
Bo na przykład Edith, Charles - potwierdzili w śpiewie,
że n a j w a ż n i e j s z e, to u w i e r z y ć w s i e b i e !
Wróćmy jednak do wicekuratora. Kiedy wreszcie zakończył przeglądanie tekstu, uśmiechnął się do mnie przyjaźnie i uczynił ręką gest zachęcający do spotkania w holu. Starając się nie wzbudzać uwagi mówców i pozostałych uczestników posiedzenia, omal na palcach ruszyliśmy w kierunku drzwi. Kiedy tylko siedliśmy daleko od nagłośnionej sali, pułkownik pochwalił poprawność literacką tekstu oraz zawarty w nim patriotyzm, ale potem przystąpił do dłuższego wywodu: „Druhu harcmistrzu! (Już samo zagajenie wydało mi się podejrzanie oficjalne i dobrze nie wróżyło.) Według mnie rzecz jest, niestety, zbyt wojskowa i bojowa w charakterze. Na pewno mogłaby dobrze służyć przedpoborowym na letnich obozach, ale czy warto pisać piosenki dla tak wąskiej grupy? Przecież w LOK-u uprawiamy sporo dyscyplin, które wcale nie muszą mieć bezpośredniego związku ze służba wojskową, np. żeglarstwo, modelarstwo, nurkowanie, nauka jazdy, krótkofalarstwo, sportowe biegi na orientację, zawody strzeleckie... Proszę się zastanowić. W wielu przypadkach mamy do czynienia ze sportem, lub z dziedzinami przydatnymi w gospodarce.
Po wydarzeniach z „Solidarnością”, idziemy teraz z młodzieżą bardziej w kierunku cywilnym. Zmierzamy raczej ku zabawom sportowo-obronnym, niż ku konkretnym ćwiczeniom wojskowym. Przygotowanie obronne uprawiamy tylko niejako w podtekście, przy okazji, lub na zlecenie MON- u, i - moim zdaniem - nie powinno się ono wybijać na pierwszy plan - również w piosence. Chodzi o to, aby generalnie nie odstręczać młodzieży od organizacji, ponieważ bardzo się nasilają w społeczeństwie prądy pacyfistyczne.
Równocześnie bardzo by się nam przydała własna, dobra i wesoła piosenka, bo wciąż mamy tysiące kół w szkołach oraz setki klubów w osiedlach. Namawiam druha do złagodzenia tekstu, szczególnie w miejscach przeze mnie zaznaczonych, i wtedy będziemy na pewno śpiewać tę piosenkę i w kraju i na obozach zagranicznych...”
Byłem tak zaskoczony krytyką i propozycjami zastępcy kuratora, a równocześnie tak przekonany o wartości dotychczasowej roboty, że nie kryłem niezadowolenia i zbyłem wojskowego wychowawcę dość obcesowo: „Panie pułkowniku! Dziękuje za dobre rady, ale nie stać mnie teraz na przerabianie gotowej rzeczy. Trudno! Wystarczy, że się przyda przedpoborowym.”
Po tych słowach pierwszy wstałem i wróciliśmy na salę obrad. Jakoś obaj nie byliśmy skłonni do jakiejkolwiek dalszej wymiany zdań. Wkrótce, pod pretekstem zauważenia przy innym stole instruktorki z rodzinnego Sierpca, przeprosiłem sąsiada i zająłem miejsce obok niej. Mówiąc o tym z dzisiejszej perspektywy, uważam, że mój tamten gest był jedynie emocjonalną fanaberią autora, który - obiektywnie biorąc - nie miał wówczas najmniejszych powodów do ambicjonalnych urazów w stosunku do wicekuratora.
* * *
Kiedy siadłem za kierownicą i pożegnałem Płock, a szczególnie wtedy, gdy w drodze do Warszawy monotonnie towarzyszył mi las po obu stronach szosy, niedawne uwagi kolegi pułkownika zaczęły mi coraz bardziej doskwierać. Z każdym kilometrem miękło postanowienie zarozumialca o nienaruszalności aktualnego kształtu piosenki. Dążenie do zapewnienia utworowi możliwie szerokiej popularności zaczęło stopniowo dominować nad koniecznością pogrzebania efektów dotychczasowego wysiłku.
Wreszcie postanowiłem, że zmiana melodii absolutnie nie wchodzi w rachubę, natomiast jeśli chodzi o tekst, to kto wie?... W rezultacie tych podróżnych dywagacji, jeszcze tego samego wieczora kolejne kartki z wariantami korekty zaczęły wędrować do kosza. Następnego dnia, po kilkunastu nowych próbach oraz po wykorzystaniu pomysłów zrodzonych w czasie nocnych majaków, osiągnąłem wreszcie nowy, optymalny kształt zwrotek. Na ogół niezawodną wskazówką dla autora, że uzyskał najlepszą z możliwych formę, jest świadome powracanie do jednej z poprzednich postaci wiersza. Piosenka dla Ligi Obrony Kraju znowu była gotowa.
Przyszła z tym nowa radość! Stare się już teraz u mnie nie liczyło! Nowe było o niebo lepsze i to pod każdym względem. Nie tylko treść stała się bogatsza, ale również styl nabrał cech bardziej humanistycznych i wyrafinowanych, jak np. w zdaniu: „Jesteśmy pod wodą, pod żaglem na wietrze, pod słońcem...” Z dawnych słów najwięcej zachowało się w refrenie, który stał się jakby enklawą, utrzymaną ku pożytkowi maszerujących przedpoborowych. Jednak i w refrenie nastąpiła znaczna, łagodząca humanizacja wypowiedzi, czego dowodem są choćby słowa: „Niech tę piosenkę swojską przyjazny pojmie wiatr...”
Teraz było już z górki i wóz toczył się szybko. Podpisałem pod nutami zamienne słowa i osobiście nagrałem piosenkę na taśmę. Znowu jakieś dobre duchy nade mną czuwały, bo akurat wtedy dysponowałem świetnym głosem, co zdarzało mi się raczej rzadko. Śpiewanie wypadło tak znakomicie, że do dziś może konkurować nawet z nieco późniejszym, dokonanym przez chór Centralnego Zespołu Artystycznego WP, pod dyrekcją majora Mazurka.
Cały materiał autorski przekazałem podpułkownikowi Dudkowi, a ten pognał natychmiast do Prezesa LOK-u, generała Zygmunta Huszczy. Generał podobno od początku był zachwycony i najpierw zabrał kasetę do domu, aby rzecz zaprezentować rodzinie, a potem załatwił nagranie utworu przez reprezentacyjny zespół wojska. Liga była jeszcze wtedy bogatą instytucją, do czego przyczyniały się przede wszystkim dochody ze szkolenia kierowców a także z zadań zlecanych przez MON. Stąd nie było problemów finansowych, aby słowa i nuty natychmiast ukazały się w piśmie „Czata” i aby każdy z 48 wojewódzkich zarządów Ligi otrzymał kasetę z nagraniem chóru WP. W tej postaci piosenka emitowana była również w „Audycji Wojskowej” Polskiego Radia. Po kilku miesiącach inicjator piosenki zapewnił mnie, że została ona rzeczywiście, oraz z powodzeniem, wykorzystana przez naszych chłopców przedpoborowych na międzynarodowym obozie w Chorzowie i tam wzbudziła żywe zainteresowanie również zagranicznych uczestników szkolenia.
Kolega Dudek wręczył mi przy okazji egzemplarz książeczki, która dotarła do setek tysięcy szkół i nosi tytuł: „Regulamin szkolnego koła Ligi Obrony Kraju”. Na jej końcowych stronach zamieszczono - jako jedyną - piosenkę, o której mówimy. Nie koniec na tym. Pewnego dnia zaproszony zostałem przez Prezesa LOK do siedziby zarządu tej organizacji przy ulicy Chocimskiej, na uroczystość związaną z podsumowaniem wykonania rocznych zadań. Najpierw, w gronie kilkudziesięciu działaczy Ligi, w obszernej sali recepcyjnej wysłuchałem z głośnika własnego utworu, a potem - z rąk generała Huszczy - otrzymałem medal „Za Zasługi dla Ligi Obrony Kraju”.
Minęło kilkanaście lat. Od tamtego czasu nie miałem kontaktu z wymienioną organizacją. Jednakże, pod koniec 2002 roku, przypadkowo dotarło do mnie potwierdzenie, że piosenka wciąż żyje. Upewnił mnie o tym Komendant Chorągwi Mazowieckiej ZHP, hm. Grzegorz Woźniak, który był w wymienionym roku na jubileuszowej akademii LOK-u w Kielcach i słuchał pięknego wykonania mojej piosenki przez miejscowy chór. Grzegorz, nie omieszkał się przy tym w Kielcach pochwalić, że autor należy do jego przyjaciół na niwie harcerskiej.
„Meldunek” zbliża się do końca, więc najwyższy czas, aby czytelnik się dowiedział, że melodia jest łatwa i przyjemna, a słowa - o których tyle mówiłem - brzmią ostatecznie następująco:
1. Bywamy pod wodą; pod żaglem na wietrze;
pod słońcem, co w biegach rumieni nam twarz;
w kabinie pojazdu; z modelem w powietrzu,
a w krótkofalówce świat cały jest nasz!
Refren: Zaśpiewaj razem z nami, równajmy wspólnie krok;
płyńże piosenko ulicami, gdy maszeruje LOK.
Niech tę piosenkę swojską przyjazny pojmie wiatr
I niech ją niesie poprzez Polskę gdzieś, aż po zbocza Tatr.. Hej!Hej!
i niech ją niesie poprzez Polskę przyjazny, ciepły wiatr!
2. Czy błękit, czy słota - wesoło śpiewamy,
bo młodość w nas kipi i barwne ma sny;
o prymat walczymy, w dziesiątkę strzelamy
- stań z nami w zawody, kolego i ty !
Refren: Zaśpiewaj razem z nami...
3. W tych naszych sportowo obronnych zmaganiach
nie obca i troska serdeczna o kraj,
więc nawet, gdy piętrzą się trudne zadania,
najlepiej - jak umiesz - egzamin ten zdaj !
Refren: Zaśpiewaj razem z nami.
Fragment partytury piosenki LOK
Tekst i foto: płk Jan CHOJNACKI
Tekst i zdjecia zamieszczony za zgodą autora
oraz
Redakcji Głosy Weterana i Rezerwisty
www.gwir.pl